Koniec „dzikiego zachodu”? Suno, Warner i kaganiec na niezależne AI

Pamiętacie ten moment, gdy pierwszy raz odpaliliście Suno? To uczucie totalnej wolności – wpisujesz szalony prompt, a AI wypluwa coś, co brzmi jak zaginiona płyta z lat 80., albo futurystyczny jazz z kosmosu. To była magia „bedroom producers”, demokratyzacja muzyki w najczystszej postaci.

Cóż, nacieszcie się tym wspomnieniem. Wygląda na to, że korporacyjna rzeczywistość właśnie wyważyła drzwi do naszego garażu.

Suno ogłosiło „nowy rozdział”. Dla nich to sukces i „przyszłość interaktywnej muzyki”. Dla nas, niezależnych twórców, brzmi to jak początek końca wolności, którą znaliśmy. Suno podpisało pakt z diabłem – przepraszam, z Warner Music Group (WMG).

Oto co kryje się pod płaszczykiem korporacyjnego PR-u i dlaczego powinniśmy być zaniepokojeni.

„Współpraca” czy kapitulacja?

Oficjalne oświadczenie brzmi jak typowa korpo-nowomowa: „wspólnie stworzymy zmianę paradygmatu”, „legendiarni twórcy muzyki”, „nowe możliwości”.

W praktyce oznacza to jedno: Suno wchodzi w strefę regulowaną. Do tej pory siłą modeli AI była ich nieprzewidywalność i surowość. Teraz dowiadujemy się, że partnerstwo z WMG pozwoli zbudować „nową generację modeli Suno używających wysokiej jakości licencjonowanej muzyki”.

Brzmi świetnie? Niekoniecznie. Licencjonowana muzyka oznacza bezpieczną muzykę. Oznacza modele trenowane na tym, co wytwórnie chcą promować. Czy to koniec dzikich, awangardowych generacji, które nie pasują do radiowego formatu Warnera? Czy „ulepszone” modele będą po prostu lepiej naśladować Eda Sheerana, a gorzej radzić sobie z niszowym noise punkiem?

Paywall na Twoją twórczość: Ograniczenia pobierania

To chyba najbardziej bolesny punkt „nowego rozdziału”. Suno otwarcie przyznaje, że możliwość pobierania utworów zostanie drastycznie ograniczona.

„W przyszłości płatne konto Suno będzie wymagane do pobierania utworów z produktu, przy czym każdy płatny poziom umożliwi określoną liczbę pobrań miesięcznie”.

Czytacie to? Nie tylko musicie płacić, żeby pobierać (co było do przewidzenia), ale nawet płatne plany będą miały limity pobrań. Do tej pory tworzyliśmy, eksperymentowaliśmy, pobieraliśmy setki wersji, by znaleźć tę idealną. Teraz każda decyzja o kliknięciu „Download” będzie musiała być przeliczana na walutę.

Co prawda Suno obiecuje, że „Suno Studio” (narzędzie pro) pozostanie bez zmian z nielimitowanym pobieraniem, ale komunikat jest jasny: hobbyści i mniejsi twórcy zostają zepchnięci na margines.

Era „Remiksu” zamiast Ery Tworzenia

Kolejny niepokojący fragment dotyczy „zaangażowania fanów”. Suno wprowadza treści od artystów WMG, którzy zgodzą się na użycie ich wizerunku, głosu i kompozycji.

Platforma chwali się, że pozwoli nam to „wchodzić w interakcje z nimi w nowy sposób” i budować utwory wokół brzmienia znanych gwiazd.

To fundamentalna zmiana filozofii. Z narzędzia do tworzenia nowej, oryginalnej muzyki, Suno ryzykuje przekształcenie się w zaawansowaną maszynkę do karaoke i remiksów dla wytwórni. Zamiast być kompozytorem, stajesz się konsumentem gotowych „assetów” od Warnera, generującym kolejne strumienie przychodów dla wielkich gwiazd. Gdzie tu miejsce na niezależność?

Co ze starymi modelami?

Choć oświadczenie mówi o budowaniu „nowej generacji modeli”, która przewyższy v5, w środowisku AI Music panuje uzasadniona obawa. Kiedy wchodzą licencjonowane, „czyste” prawnie modele oparte na bazie Warnera, dni starych modeli – tych trenowanych na „całym internecie”, tych brudnych, ale kreatywnych – są policzone.

Wytwórnie nie lubią konkurencji. Jeśli „nowe Suno” ma być bezpieczną przystanią dla Warnera, stare, „niegrzeczne” wersje algorytmów mogą zostać po cichu wygaszone, by nie drażnić partnera.

Dżin nie wróci do butelki

Nie ma jednak tego złego. Historia technologii uczy nas jednego: dżina nie da się wepchnąć z powrotem do butelki. Jeśli Suno postanowiło zamienić się w grzecznego, korporacyjnego pudla na smyczy Warnera, w ekosystemie powstanie olbrzymia wyrwa. A natura – również ta cyfrowa – nie znosi próżni. W garażach, na Discordach i w repozytoriach open-source już teraz pracują ludzie, dla których wolność artystyczna jest ważniejsza niż uścisk dłoni prezesa wytwórni. To tylko kwestia czasu, zanim pojawią się nowi gracze – niezależni, drapieżni i pozbawieni cenzorskich hamulców. Stworzą modele, które v5 zjedzą na śniadanie, właśnie dlatego, że nie będą musiały pytać prawników o zgodę na każdy wygenerowany dźwięk. Suno może stać się nowym, bezpiecznym radiem dla mas, ale underground zawsze znajdzie sobie nowe miejsce. I to tam, a nie w biurowcach Warnera, będzie działa się prawdziwa magia.

Podsumowanie: Złota klatka

Suno twierdzi, że „sposób, w jaki tworzysz, stanie się tylko lepszy”. Ale czy lepszy oznacza bardziej ograniczony, droższy i kontrolowany przez jedną z największych korporacji muzycznych na świecie?

Dla niezależnego AI to smutny dzień. Narzędzie, które miało zburzyć mury przemysłu muzycznego, właśnie zaprosiło ten przemysł do środka, podało mu kawę i wręczyło klucze do bramy. Będziemy obserwować rozwój sytuacji, ale wygląda na to, że era beztroskiego tworzenia w Suno dobiega końca.

Przygotujcie portfele i przyzwyczajcie się do limitów. Warner patrzy.

Opublikuj komentarz

Prawdopodobnie mogło ci umknąć